Mini recenzja "Klopsików i innych zjawisk pogodowych"
Obejrzawszy tytułową animacje o bardzo charakterystycznej nazwie, byłem mocno zaskoczony. Na tyle, że postanowiłem podzielić się
moimi wrażeniami i paroma spostrzeżeniami z seansu.
Po pierwsze
musicie wiedzieć, że nie jestem ogromnym fanem animacji, ale
widziałem większość z tych bardziej znanych pozycji czy klasyków.
Do „Klopsików” podchodziłem całkowicie neutralnie, bez
jakichkolwiek oczekiwań.
Na początku dane mi było poznać
bohaterów: Flinta – chłopaka, który od dziecka marzył o byciu
naukowcem i realizował się we własnej pasji, mimo niezrozumienia
ze strony środowiska; jego ojca, który do owego środowiska pozornie należał oraz młodą pogodynkę, która służyła stacji
telewizyjnej za osobę od nieprzyjemnych i mało ciekawych zadań.
To jedynie mały fragment naprawdę ciekawej i oryginalnej
gamy bohaterów. Poznajemy policjanta o budowie kulturysty, który
porusza się jak ninja, przeraźliwie dokładnie stara się dbać o
porządek w mieście, a przy tym jest sympatyczny i nie da się go
nie lubić, kamerzystę wspomnianej dziennikarki, który wygląda jak
przysadzisty Janusz, a okazuje się być gwatemalskim pilotem,
lekarzem i weterynarzem, a oznajmia to wszystko w abstrakcyjnie
dziwnych okolicznościach. Jakich? Otóż nie do końca udany
eksperyment Flinta wywołał ekstremalne zjawiska pogodowe. O tyle
nietypowe, że zbudowane są z jedzenia (mamy do czynienia z np.
tornadem spaghetti).
Gdy czyta się ten opis jako osoba
nieznająca tej produkcji, to wydaje się to dość infantylne i po
prostu słabe, jednakże podczas oglądania ogromne hot-dogi
spadające z nieba wypadają całkowicie naturalnie i idealnie
wpisują się w dziwną, abstrakcyjną narrację filmu.
Według
mnie to właśnie ona jest największym plusem tej animacji.
Abstrakcyjne dialogi, humor i fabuła wywołują u widza jednocześnie
lekkie zdziwienie, ale przede wszystkim śmiech.
I nie jest to pusta rozrywka, ponieważ
produkcja jest naszpikowana symboliką i uniwersalnymi prawdami.
Szczerze mówiąc, oglądając „Klopsiki”, wydawało mi się, i
dalej tak uważam, że są one skierowane tak samo mocno do rodziców,
jak i do ich młodych pociech. Opowiadają one o zdrowym podejściu
do wychowania, pozbawionym przenoszenia i realizowania własnych
ambicji na dziecku. Z drugiej strony uczą, aby nie zamykać się we
własnym świecie, nieważne jak bardzo przepełniony geniuszem i
kreatywnością by on nie był, aby pozostawać wobec siebie
krytycznym, nawet po doświadczeniu ogromnego sukcesu życiowego.
Takich nauk jest tutaj masa i by je zauważyć, nie trzeba wcale się
wysilać i bawić w uzdolnionego interpretatora.
Podsumowując,
„Klopsiki i inne zjawiska pogodowe” uważam za pozycję
obowiązkową dla fanów animacji, a dla nie-fanów jako produkcję
co najmniej wartą zobaczenia. Myślę również, że ze względu na
bardzo wartościowe i skłaniające do refleksji treści dotyczące
wychowania i wchodzenia w dorosłe życie, film ten powinien obejrzeć
każdy rodzic wraz z dzieckiem.
Ocena: 4 / 5
Mini recenzja "Klopsików i innych zjawisk pogodowych"
Reviewed by Sew
on
09:27
Rating:
Post a Comment