Recenzja Sea Dogs
Jako że recenzję Zoo Tycoon 2
przeczytały jakieś trzy osoby, zdecydowałem, że znów napiszę
coś o starszej i mniej znanej grze, skoro mój cykl retro cieszy się
taką popularnością.
Tym razem wybrałem produkcję Sea
Dogs z 2000 roku. Nie z jakiegoś szczególnego powodu, a jedynie
dlatego, bo ostatnimi czasy wróciłem do tej produkcji (i po raz
pierwszy w moim życiu ją ukończyłem, łał!).
Geneza tego tytułu nie wyróżnia się
w żaden sposób. Chyba że Wikipedia i Gryonline nie są kompletnym
źródłem informacji na ten temat. W każdym razie odpowiedzialne za
tą produkcję jest rosyjskie studio o nic nikomu nie mówiącej
nazwie Akella. Ich wspaniałe dzieło zostało wydane w 2000 roku
przez Bethesde Softworks (ta nazwa powinna akurat już coś mówić).
Ok, ale czym jest w ogóle owe Sea
Dogs? Otóż, moi mili państwo, jest to przygodówka z elementami
cRPG. Wcielamy się w niej w rolę młodego kapitana – Nicolasa
Sharpa. Jego życie do tej pory nie było zbyt różowe. Ojciec go
porzucił, wychowała go matka, a przed chwilą spierdolił z
hiszpańskiego więzienia.
„Czemu musiał uciekać?”
zapytacie. Już spieszę z wyjaśnieniami! Gra osadzona jest w
czasach konfliktu między Hiszpanią, Francją i Anglią o panowanie
na morzach, oceanach i w koloniach, a nasz biedny Nicolas jest
angielskim korsarzem, który dał dupy w trakcie walki z Hiszpanami.
Ale, tak jak wspomniałem, udało mu się wydostać, a rozgrywkę
zaczynamy w momencie, gdy dociera do wyspy Highrock i planuje zdobyć
angielski list kaperski.
Wówczas obejmujemy całkowita
kontrolę nad naszą postacią i jego decyzjami. Możemy pływać po
oceanie i zawijać do portów pozostałych trzech frakcji: Hiszpanii,
Francji i Piratów (oraz oczywiście Anglii). Do każdej z nich
możemy dołączyć i pływać pod jej banderą. Świat stoi przed
nami otworem.
Swoją przygodę zaczynamy z małą i
wolną łodzią szóstej klasy. Wraz z lvlowaniem, odblokowujemy
możliwość pływania statkami wyższych klas (aż do klasy
pierwszej), a także możemy rozwijać umiejętności postaci, takie
jak abordaż, celność i td. Doświadczenie zdobywamy na dwa
sposoby: wykonując zadania i wygrywając bitwy morskie, które są
naprawdę dobrze zaprojektowane i, mimo że minęło już paręnaście
lat, wciąż grywalne.
Questy poboczne są niestety dość
prymitywne i opierają się najczęściej na zasadzie
idź-zdobądź-przynieś. Fabuła również jest prosta, a
sporadyczne plot twisty trudno w ogóle nazwać plot twistami. Nie
jest ona zła ani nie jest dobra – ona po prostu jest. Nie wybija
się na plan pierwszy. Na pewno sporą zaletą jest jej nieliniowość.
Grę możemy ukończyć aż na cztery sposoby, a każdy z nich różni
się od pozostałych.
Produkcja
dość mocno skupia się (i słusznie) na piratach. Jak się
dowiadujemy, nasz bohater ma korzenie wywodzące się z
przedstawicieli ów szlachetnej profesji. Dane nam jest również
poznać dwa porty pirackie i oba są jednymi z najbardziej
charakterystycznych i klimatycznych miejsc w całej grze. Dziwne,
tajemnicze i wrogo nastawione do nas charaktery, agenci Hiszpanii,
Francji czy Anglii, a nawet ksiądz, który pragnie oświetlać
zatrute serca piratów boskim światłem to postacie, które możemy
spotkać na tych dwóch wyspach. Do tego dochodzi przyjemny dla ucha
i wywołujący uśmiech na twarzy wątek muzyczny i voilà
– otrzymujemy bardzo klimatyczne lokacje, które, wraz z wyspami
innych nacji, są sercem Sea Dogs.
Skoro mowa
była o piratach, to muszę wspomnieć również o złocie! A gra ono
bardzo ważną rolę, bo bez niego nie zapewnimy naszej załodze
wynagrodzenia, co skutkować może buntem; nie kupimy nowych,
lepszych statków ani nie zapełnimy naszych magazynów towarami i
amunicją. (Co do tych dwóch ostatnich rzeczy to istnieje jeszcze
jedna, bardzo ważna opcja – abordaż. Możemy do niego doprowadzić
w trakcie bitwy morskiej, gdy odpowiednio zbliżymy się do wrogiego
statku. Wówczas przeniesiemy się do kapitańskiej kajuty, gdzie
stoczymy bitwę z przeciwnikiem w formie mini-gry. Po wygranej możemy
przejąć wrogi statek, o ile mamy wystarczająco załogi, i sprzedać
go lub nim pływać.) Oprócz wykonywania zadań i grabienia statków,
możemy również zająć się handlem, który jest bardzo dobrym
źródłem zarobku na samym początku. W grze znajduje się około
dwadzieścia różnych surowców, które możemy zdobywać, kupować
i sprzedawać. A w każdym porcie ich ceny skupu i sprzedaży są
różne. Umożliwia nam to wyznaczenie własnych tras handlowych,
które będą nam zapewniały dochód.
Przykładowo
cena skupu kawy (za 2 cetnary) w Dead Island wynosi zwykle 18-25
sztuk złota, natomiast cena sprzedaży w innych prowincjach
angielskich niecałe 10, więc co miesiąc (bo co miesiąc sklepy
odnawiają swoje zapasy) możemy odwiedzić każdą z tych wysp,
załadować naszą ładownię kawą, by na koniec popłynąć do Dead
Island i odsprzedać ją za parokrotnie wyższą cenę.
Chciałbym
wspomnieć również o ścieżce dźwiękowej, bo jest ona bardzo
ważną składową w budowaniu klimatu w grach, filmach czy
serialach. W Sea Dogs jest bardzo mocno zróżnicowana. Przechadzając
się po francuskich, angielskich czy nawet pirackich ulicach
usłyszymy spokojne, sielankowe utwory. Gdy natomiast wybierzemy się
na hiszpańskie wyspy, to zostaniemy osaczeni dynamiczną, burzliwą
i przypominającą bitewną muzyką. Podobnie wygląda walka na
morzu. Tam spotkamy przede wszystkim dwa bardzo znane dzieła
związane z religią chrześcijańską – Dies Irae i Domine Jesu.
Ten pierwszy jest szczególnie klimatyczny, potrafi wprawić nas w
bitewny nastrój oraz pomaga choć częściowo przenieść się
myślami na pokład XVIII / XIX wiecznego statku.
Największym
problemem Sea Dogs zaraz obok nieciekawych zadań pobocznych są
liczne bugi. Zbierają się one na zasadzie kuli śnieżnej, czyli im
dłużej gramy, tym większe prawdopodobieństwo, że je spotkamy i
że będzie ich coraz więcej. Najczęstszymi błędami są
niepojawienie się postaci czy opcji dialogowych tam, gdzie powinny
one się znajdować. Jest to wyjątkowo uciążliwe, bo uniemożliwia
nam to wypełnienie wielu zadań – zarówno tych pobocznych, jak i
z wątku głównego.
I tak
przez bugi nie mogłem przejść gry po stronie angielskiej, bo
zniknęła mi odpowiednia opcja dialogowa rozpoczynająca kolejne
zadanie, ani po stronie francuskiej, ponieważ nie mogłem oddać
tamtejszemu gubernatorowi przedmiotu, który kończył questa, ani po
stronie pirackiej, bo już nawet nie pamiętam czemu i nie chce mi
się przypominać. Przez to byłem zmuszony ukończyć grę jako
hiszpański korsarz, co było dla mnie strasznym zawodem.
Sea Dogs
warte jest więc polecenia, szczególnie że na obecnym rynku ilość
produkcji o tematyce związanej z piratami i żeglarstwie jest
straszliwie mała, co mnie bardzo mocno dziwi. O ile będziecie
robili jak najwięcej save'ów i będziecie przygotowani na zmianę
swoich planów o 180 stopni w wyniku pojawienia się jakiegoś buga,
a lubicie pirackie klimaty i cRPGi, to gra na pewno was nie zawiedzie
i zapewni paręnaście dobrze spędzonych godzin!
Recenzja Sea Dogs
Reviewed by Sew
on
13:44
Rating:
Post a Comment