Pierwsze wrażenia z Civilization VI - (mini)recenzja
Mój Boże, to już. Wyszła kolejna część serii, przy której „jeszcze jedna tura” oznacza siedzenie przed monitorem aż do świtu. Po jakichś sześciu latach od premiery piątki, Firaxis Games oddaje w nasze ręce Civilization VI. Aktualnie przegrałem w niej osiem godzin, co jest równoznaczne z jedną standardową rozgrywką na dużej mapie. Jakie są moje odczucia? Zapraszam do czytania.
Po włączeniu gry i zapoznaniu się z
dość minimalistycznym, prostym menu głównym, postanowiłem
ogarnąć cywilizacje, jakimi dane nam będzie w tej odsłonie serii
zagrać. Władców jest szesnastu i co tu dużo mówić, większości
z nich za bardzo nie kojarzę (np. Hojo Tokimune, Harald Hadrada,
Trajan czy Tomyris). Wydaje się wręcz, że twórcy specjalnie
poszli w stronę przywódców, którzy nie zyskali sobie globalnej i
powszechnej sławy. Dzięki temu ich lista nie będzie kalką tej z V
czy poprzednich odsłon.
Parę minut czytania
charakterystycznych cech każdej z nacji doprowadziło mnie do dość
randomowego wyboru – Trajana, cesarza Rzymu. Po dłużącym się
oknie ładowania moim oczom ukazała się nowa, zmieniona
Cywilizacja. Na razie oczywiście moją uwagę przykuwała głównie
grafika, której koncept został przerobiony. Panuje tu
trochę cukierkowa atmosfera: pastelowe kolory, uproszczony styl czy
wojownicy wyglądający jak żywcem wyciągnięci z animacji Pixara.
Czy jest to jednak minus? Nie jestem pewien, ale raczej nie. Choć
osobiście wolałbym prowadzić rozgrywkę w klimacie odrobinę
poważniejszym, bardziej podniosłym, tak nie mogę odmówić tej
odnowionej grafice szczególnej, przyjaznej atmosfery, którą
kreuje. Poza tym cholernie podoba mi się pomysł z papierową mapą,
która zakrywa nieodwiedzone przez nas miejsca. Wygląda to po prostu
świetnie.
Drzewko technologii za bardzo się nie
zmieniło, nie ma więc sensu się nad nim rozwodzić. Wciąż jest
bardo dobre. Zmieniły się jednak ustroje. I to jak! Teraz odkrywamy
je tak samo, jak technologie. Z tym, że szybkość ich opracowywania
jest determinowana przez przyrost kultury na turę. W ten sposób
zdobywamy idee. Udostępniają nam one nowe doktryny, ustroje (jest
ich dziewięć, np. teokracja, demokracja, monarchia, komunizm), a
nawet budynki czy jednostki. Nasze państwo może mieć przyjęty
jednocześnie wyłącznie jeden ustrój, do którego dobieramy
określoną ilość doktryn, dzielących się na cztery podkategorie
(militarne, gospodarcze, dyplomatyczne i inne). Jak widzicie, sporo
się tu pozmieniało. I to na dobre, oj tak. Zabija to jakąkolwiek
monotonię, którą w poprzedniej części dawało się odczuć, gdy
po raz n-ty powtarzaliśmy dokładnie ten sam schemat przyjmowania
kolejnych ustrojów. Wprowadza to ogromną różnorodność,
możliwość customizacji formy rządów w naszym państwie.
Ciekawa jest również rozbudowa
miast. Przypomina mi ona trochę system z Endless Legends, gdzie na
wolnych hexach dobudowywaliśmy kolejne dzielnice. Podobnie wygląda
to w Civilization. Część budynków, takie jak spichlerz czy
pomnik, stawiamy w centrum miasta. Całą resztę musimy ulokować w
konkretnych dzielnicach, które wcześniej należy wybudować w
wybranych przez nas polach w obrębie miasta. Takich dzielnic jest
bardzo wiele. Odblokowujemy je wraz z postępem rozgrywki
(odkrywaniem technologii i idei). Przykładowo, by wybudować
koszary, musimy posiadać dzielnicę wojskową. Stanowi ona
jednocześnie twierdzę. Posiada własny poziom życia i siły.
Ponadto, wyprodukowane przez nas jednostki będą się pojawiać
właśnie tam. Gdy chcemy poprawić stan zadowolenia naszych
mieszkańców (którego poziom nie jest taki sam dla całej naszej
cywilizacji, jak to było wcześniej, tylko różny dla każdego z
miast), należałoby zbudować dzielnicę rozrywkową, a gdy chcemy
przyspieszyć proces produkcji jednostek i budynków, dzielnicę
przemysłową.
Na podobnej zasadzie działają cuda.
Dla nich również musimy wybrać konkretny hex i to spełniający
pewne warunki (Piramidy mogą być wybudowane wyłącznie na pustynii
i td.). Utrudnia to budowę tych bardzo znaczących konstrukcji, a
jednocześnie uszczupla ich rolę, która była kluczowa w piątce.
Cuda nie mają już aż tak ogromnego wpływu na gospodarkę.
Zmiany objęły prawie każdy aspekt
szóstki. Dyplomacja została nieco rozbudowana, tak samo jak
szpiegostwo. Zmniejszono ilość sposobów na zwycięstwo do pięciu (kulturalne, czyli turystyczne, naukowe, wojskowe, religijne punktowe).
Ogólnie rzecz ujmując, o ile ogólny schemat budowy Civilization
się nie zmienił, tak rozbudowano lub całkowicie zmieniono, i to na
plus, bardzo wiele jego elementów. Po tych bardzo szybko minionych
ośmiu godzinach czuję, że w Civilization VI spędzę jeszcze wiele
wieczorów, nocy i poranków.
Chciałbym również poświęcić tej
części jakiś dłuższy tekst, gdy już się z nią bardzo dobrze
zapoznam (myślę, że zdecydowanie warto podzielić się wrażeniami
i własną opinią, które są budowane przez paręset godzin gry) i
mam nadzieję, że nie zabraknie mi na to ani czasu, ani chęci, bo
ostatnio mam trochę biedę z tą dwójką.
Gandhi pls no bombin
Pierwsze wrażenia z Civilization VI - (mini)recenzja
Reviewed by Sew
on
08:38
Rating:
Post a Comment